Zsuwam z siebie ubrania i wkopuje je
głęboko w kosz z praniem. Idę do łazienki, po czym wypełniam wannę gorącą wodą.
Następnie idę po świece, którą ustawiam wokół niej i oświecam knoty
wprowadzając do pomieszczenia ciepłe światło. Gaszę całe elektroniczne oświetlenie
i wchodzę do wody. Relaksuję się, wstrzymuję oddech pod taflą cieczy razem z
całym ciałem.
Moja wyobraźnia jest nad wyraz pobudzona i ukazuje mi obrazy, gdzie uderzam głową o dno płytkiej zatoczki. Z wielkim pluskiem wynurzam się z wody głośno łapiąc tchu. Mój wzrok przyciąga zegarek na stoliczku.
– Cholera! – wychodzę szybko z kąpieli i zaczynam suszyć włosy nawet nie starając się ich rozplątywać.
Ciągle ledwo łapię oddech gdy zabieram swoje manatki i wybiegam z domu.
W autobusie siadam naprzeciwko obrzydliwie zielonego siedzenia. Zamykam oczy próbując ponownie wyobrazić sobie zatoczkę. Nic z tego, widzę jedynie mgliste akcenty tego co zobaczyłam wcześniej.
Podłączam słuchawki do starego odtwarzacza MP3, naciskam na losowe wybieranie piosenek i wsłuchuje się w Monkeys Gone to Heaven, spiewane przez The Pixies.
"And if the Devil is six,/ I jeżeli Diabeł jest szóstką,
Moja wyobraźnia jest nad wyraz pobudzona i ukazuje mi obrazy, gdzie uderzam głową o dno płytkiej zatoczki. Z wielkim pluskiem wynurzam się z wody głośno łapiąc tchu. Mój wzrok przyciąga zegarek na stoliczku.
– Cholera! – wychodzę szybko z kąpieli i zaczynam suszyć włosy nawet nie starając się ich rozplątywać.
Ciągle ledwo łapię oddech gdy zabieram swoje manatki i wybiegam z domu.
W autobusie siadam naprzeciwko obrzydliwie zielonego siedzenia. Zamykam oczy próbując ponownie wyobrazić sobie zatoczkę. Nic z tego, widzę jedynie mgliste akcenty tego co zobaczyłam wcześniej.
Podłączam słuchawki do starego odtwarzacza MP3, naciskam na losowe wybieranie piosenek i wsłuchuje się w Monkeys Gone to Heaven, spiewane przez The Pixies.
"And if the Devil is six,/ I jeżeli Diabeł jest szóstką,
then God is seven,/ to Bóg jest siódemką,
the God is seven,/ -||-
then God is seven..."/ -||-
Używam palców niczym pałeczek od perkusji wkurzając tym prawdopodobnie wszystkich w autobusie. Obraz fusów z herbaty jest nadal wypalony w moim umyśle. Siedzi w moim śródmózgowiu, pokazując się za każdym razem gdy oczyszczę swoje myśli. Budzi we mnie emocje, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Teraz przynajmniej wiem, że potrafię kontrolować swój strach.
Przynajmniej jestem dzisiaj wcześniej zwolniona.
Daniel nie mówi zbyt wiele na lekcjach francuskiego, daje jedynie do zrozumienia, że możemy porozmawiać dopiero na lunchu. Dostosowuję się do jego prośby i jak zwyczajny uczeń biorę udział w lekcji. Kiedy dzwoni dzwonek omijam szafkę o numerze 857; szafkę, z którą miała styczność już pierwszego dnia w szkole, i po raz kolejny... przypomniałam sobie o fusach. Dochodzę do konkluzji, że Harry potrzebuje mojej pomocy. Po prostu nie wiem z czym.
Następną lekcją była matematyka. Nikogo nie obchodziło by z kimś rozmawiać na tych zajęciach, co swoją drogą bardzo przypadło mi do gustu.
– Rozwiążcie te trzy zadania z tablicy – burczy nauczyciel ze swojego miejsca.
Wystukuję rytmicznie swoim ołówkiem o biurko próbując ogarnąć rozwiązanie. Mój oddech staje się coraz głośniejszy wraz z wystukiwaniem o stół.
– 6x=7 – szepcze do siebie.
Odkładam ołówek, przecieram oczy i ponownie spoglądam na zadanie. Robiłam odwrotności kiedy byłam w ósmej klasie. Teraz w głowie miałam jedynie pustkę. Nie mam pojęcia jak to zrobić.
Zapomniałam wszystkiego o rzeczy, nad którą spędziłam cztery lata nauki. Potrząsam głową próbując oczyścić myśli.
– Sześć podzielone przez siedem – szepcze do siebie i w pośpiechu rozglądając się po klasie za kalkulatorem.
– Mogę pożyczyć? – chłopak siedzący zaraz koło mnie tylko przytakuje i natychmiast powraca do pracy.
6x/6 się skreśla, zostaje 6/7, które równa się 857...
Upuszczam ołówek i kalkulator chłopaka. Czuje na sobie wzrok wszystkich ludzi w klasie.
– Przepraszam – bąknęłam wszystko podnosząc. Ponownie wprowadziłam działanie do kalkulatora.
Sześć podzielone przez siedem to 857.
Szafka numer 857.
Jeżeli diabeł jest szóstką to bóg jest siódemką.
Co to znaczy? Jest połową? To nie ma żadnego sensu, to musi być przypadek. Po prostu czysty przypadek.
– Rozmawiałaś ostatnio z Danielem? – Adeline trąca mnie w ramię.
– Nie, nie za specjalnie –wysilam się na krzywy uśmiech wpatrując się w fluorescencyjne światło.
Migotały tak szybko. Tak szybko, że nie możesz nawet dostrzec kiedy się wyłączają. Ale to robią. Przez tą krótką chwilę ludzie, którzy boją się ciemności siedzą w niej przez dwie sekundy nie zdając sobie z tego nawet sprawy. To dlatego, że nie wiedzą czym jest ciemność. Nie chodzi o to czy światło jest włączone, czy nie. To jest jak sztuczne światło. Możesz siedzieć w mroku z załączony światłami i nawet o tym nie wiedzieć. To jest właśnie to czego się obawiam. Strach przed niewiadomym.
– Serio, co się stało? Wyglądasz jakbyś właśnie zobaczyła ducha.
– Gorzej – powiedziałam prawie szeptem.
– To znaczy?
Potrząsam głową nie mogąc usłyszeć czegokolwiek co mówi nauczycielka angielskiego, przez ciągłą plątaninę myśli, która przelatuje przez moją głowę.
Po angielskim biegnie wzdłuż korytarza ku bibliotece. Te wszystkie zbiegi okoliczności są zbyt dezorientujące jak na mnie.
the God is seven,/ -||-
then God is seven..."/ -||-
Używam palców niczym pałeczek od perkusji wkurzając tym prawdopodobnie wszystkich w autobusie. Obraz fusów z herbaty jest nadal wypalony w moim umyśle. Siedzi w moim śródmózgowiu, pokazując się za każdym razem gdy oczyszczę swoje myśli. Budzi we mnie emocje, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Teraz przynajmniej wiem, że potrafię kontrolować swój strach.
Przynajmniej jestem dzisiaj wcześniej zwolniona.
Daniel nie mówi zbyt wiele na lekcjach francuskiego, daje jedynie do zrozumienia, że możemy porozmawiać dopiero na lunchu. Dostosowuję się do jego prośby i jak zwyczajny uczeń biorę udział w lekcji. Kiedy dzwoni dzwonek omijam szafkę o numerze 857; szafkę, z którą miała styczność już pierwszego dnia w szkole, i po raz kolejny... przypomniałam sobie o fusach. Dochodzę do konkluzji, że Harry potrzebuje mojej pomocy. Po prostu nie wiem z czym.
Następną lekcją była matematyka. Nikogo nie obchodziło by z kimś rozmawiać na tych zajęciach, co swoją drogą bardzo przypadło mi do gustu.
– Rozwiążcie te trzy zadania z tablicy – burczy nauczyciel ze swojego miejsca.
Wystukuję rytmicznie swoim ołówkiem o biurko próbując ogarnąć rozwiązanie. Mój oddech staje się coraz głośniejszy wraz z wystukiwaniem o stół.
– 6x=7 – szepcze do siebie.
Odkładam ołówek, przecieram oczy i ponownie spoglądam na zadanie. Robiłam odwrotności kiedy byłam w ósmej klasie. Teraz w głowie miałam jedynie pustkę. Nie mam pojęcia jak to zrobić.
Zapomniałam wszystkiego o rzeczy, nad którą spędziłam cztery lata nauki. Potrząsam głową próbując oczyścić myśli.
– Sześć podzielone przez siedem – szepcze do siebie i w pośpiechu rozglądając się po klasie za kalkulatorem.
– Mogę pożyczyć? – chłopak siedzący zaraz koło mnie tylko przytakuje i natychmiast powraca do pracy.
6x/6 się skreśla, zostaje 6/7, które równa się 857...
Upuszczam ołówek i kalkulator chłopaka. Czuje na sobie wzrok wszystkich ludzi w klasie.
– Przepraszam – bąknęłam wszystko podnosząc. Ponownie wprowadziłam działanie do kalkulatora.
Sześć podzielone przez siedem to 857.
Szafka numer 857.
Jeżeli diabeł jest szóstką to bóg jest siódemką.
Co to znaczy? Jest połową? To nie ma żadnego sensu, to musi być przypadek. Po prostu czysty przypadek.
– Rozmawiałaś ostatnio z Danielem? – Adeline trąca mnie w ramię.
– Nie, nie za specjalnie –wysilam się na krzywy uśmiech wpatrując się w fluorescencyjne światło.
Migotały tak szybko. Tak szybko, że nie możesz nawet dostrzec kiedy się wyłączają. Ale to robią. Przez tą krótką chwilę ludzie, którzy boją się ciemności siedzą w niej przez dwie sekundy nie zdając sobie z tego nawet sprawy. To dlatego, że nie wiedzą czym jest ciemność. Nie chodzi o to czy światło jest włączone, czy nie. To jest jak sztuczne światło. Możesz siedzieć w mroku z załączony światłami i nawet o tym nie wiedzieć. To jest właśnie to czego się obawiam. Strach przed niewiadomym.
– Serio, co się stało? Wyglądasz jakbyś właśnie zobaczyła ducha.
– Gorzej – powiedziałam prawie szeptem.
– To znaczy?
Potrząsam głową nie mogąc usłyszeć czegokolwiek co mówi nauczycielka angielskiego, przez ciągłą plątaninę myśli, która przelatuje przez moją głowę.
Po angielskim biegnie wzdłuż korytarza ku bibliotece. Te wszystkie zbiegi okoliczności są zbyt dezorientujące jak na mnie.
Patrzę na grzbiety książek idąc pomiędzy
półkami czekając aż nagle znajdę coś obiecującego.
– Inaptes son ame – moje place napotykają na antyczną książkę, by następnie zacząć przewracać jej kolejne strony.
Gdy zaczęłam czytać bibliotekarz podszedł do mnie i uporczywie wpatrując się we mnie powiedział:
– Nie możesz tutaj być, ta część biblioteki jest niedostępna dla uczniów.
– Dlaczego? – zamykam książkę.
– Zamykamy ten dział. Pozbywamy się tych wszystkich niepotrzebnych książek i przerobimy to pomieszczenie na klasę. A teraz wynocha – wygonił mnie z biblioteki.
Kręciłam się jeszcze trochę w jej okolicach by następnie zdać sobie sprawę, że zapomniałam o Danielu.
Kiedy wkroczyłam do stołówki, piętnaście minut spóźniona, zaczęłam wypatrywać Daniela i jego przyjaciół, którzy siedzieli przy tym samym miejscu co wczoraj.
– Cześć – uśmiechnął się promiennie w moją stronę tym samym wycierając tłuste palce z jedzenia, które miał właśnie rzucić w stronę Alexa, i wstał. – Gdzie byłaś? Adeline cię szukała.
– Byłam w bibliotece – otoczył mnie ramieniem i wyprowadził na korytarz – Przepraszam, ja ty..
Podnosi rękę do mojej twarzy uciszając mnie.
– Nieważne, ale chciałem cię o coś poprosić. Będę organizował przyjęcie Halloweenowe. To będzie coś niesamowitego! – zaczyna przesadnie gestykulować.
– Przecież jeszcze miesiąc czasu, co nie?
– Tak, wiem, ale to będzie WIELKIE! Jasne? – mówi, a ja zagryzam policzek byle się nie zaśmiać.
Chce żebyś mi pomogła pozapraszać ludzi i wszystko przygotować, wiesz? Chce żebyś tam była.
– Zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie byłam na imprezie? – przenoszę ciężar na lewą nogę i krzyżuję ramiona – Poza tym co ja mogłabym zrobić? Ledwo znam tu kogokolwiek.
– Widzisz, tez o tym myślałem i wtedy otrzymałem to cudne olśnienie... -– eksplodował z własnego podekscytowania – Co może być lepszego od imprezowej-dziewicy organizującej imprezę?!
Śmieję się, naprawdę się śmieję.
– Nie mogę uwierzyć, że z góry założyłeś, że nigdy nie byłam na żadnej imprezie.
– Bo nie byłaś, mam rację? Przynajmniej nie na prawdziwej. – opiera się o ścianę z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
– Racje, ALE ciągle nie rozumiem jakim sposobem miałabym pomóc.
– No więc masz tą swoją wybujałą wyobraźnię na temat tego jak biba powinna wyglądać, prawda?
Potakuję i pomału zaczynam wyobrażać sobie omawianą rzecz.
– Inaptes son ame – moje place napotykają na antyczną książkę, by następnie zacząć przewracać jej kolejne strony.
Gdy zaczęłam czytać bibliotekarz podszedł do mnie i uporczywie wpatrując się we mnie powiedział:
– Nie możesz tutaj być, ta część biblioteki jest niedostępna dla uczniów.
– Dlaczego? – zamykam książkę.
– Zamykamy ten dział. Pozbywamy się tych wszystkich niepotrzebnych książek i przerobimy to pomieszczenie na klasę. A teraz wynocha – wygonił mnie z biblioteki.
Kręciłam się jeszcze trochę w jej okolicach by następnie zdać sobie sprawę, że zapomniałam o Danielu.
Kiedy wkroczyłam do stołówki, piętnaście minut spóźniona, zaczęłam wypatrywać Daniela i jego przyjaciół, którzy siedzieli przy tym samym miejscu co wczoraj.
– Cześć – uśmiechnął się promiennie w moją stronę tym samym wycierając tłuste palce z jedzenia, które miał właśnie rzucić w stronę Alexa, i wstał. – Gdzie byłaś? Adeline cię szukała.
– Byłam w bibliotece – otoczył mnie ramieniem i wyprowadził na korytarz – Przepraszam, ja ty..
Podnosi rękę do mojej twarzy uciszając mnie.
– Nieważne, ale chciałem cię o coś poprosić. Będę organizował przyjęcie Halloweenowe. To będzie coś niesamowitego! – zaczyna przesadnie gestykulować.
– Przecież jeszcze miesiąc czasu, co nie?
– Tak, wiem, ale to będzie WIELKIE! Jasne? – mówi, a ja zagryzam policzek byle się nie zaśmiać.
Chce żebyś mi pomogła pozapraszać ludzi i wszystko przygotować, wiesz? Chce żebyś tam była.
– Zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie byłam na imprezie? – przenoszę ciężar na lewą nogę i krzyżuję ramiona – Poza tym co ja mogłabym zrobić? Ledwo znam tu kogokolwiek.
– Widzisz, tez o tym myślałem i wtedy otrzymałem to cudne olśnienie... -– eksplodował z własnego podekscytowania – Co może być lepszego od imprezowej-dziewicy organizującej imprezę?!
Śmieję się, naprawdę się śmieję.
– Nie mogę uwierzyć, że z góry założyłeś, że nigdy nie byłam na żadnej imprezie.
– Bo nie byłaś, mam rację? Przynajmniej nie na prawdziwej. – opiera się o ścianę z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
– Racje, ALE ciągle nie rozumiem jakim sposobem miałabym pomóc.
– No więc masz tą swoją wybujałą wyobraźnię na temat tego jak biba powinna wyglądać, prawda?
Potakuję i pomału zaczynam wyobrażać sobie omawianą rzecz.
– Zróbmy więc imprezę tak szaloną jak
wszystko co jest tutaj – puka w moją głowę co przyjęłam z chichotem.
Dzwonek.
Dzwonek dzwoni zbyt wiele razy.
– Powinnyśmy za niedługo zacząć robić listę. Zrób sobie kilku przyjaciół, albo zacznij prześladować ludzi. Obydwie opcje mi odpowiadają.
Śmieję się.
– Niech będzie. Do zobaczenia w poniedziałek.
– Do zobaczenia. Szczęśliwego prześladowania! – krzyczy przez korytarz, a ja nie mogę powstrzymać kretyńskiego uśmiechu, który nosiłam nawet gdy wyszłam ze szkoły.
Kiedy wracam do domu mama siedzi na kanapie z pudełkiem pizzy na stoliku do kawy
– Twój ojciec jest znowu w pracy – mruknęłam nie spuszczając wzroku z ekranu telewizora.
– Kolejna nocna zmiana?
Wolno potakuje przeżuwając kęs pizzy. Idę do swojego pokoju zostawiając otwarte drzwi.
– Cholera – przeklinam gdy widzę rozwalonego chłopaka na swoim łóżku. Leżał bez koszuli wsparty na łokciu, z książkami wokół i papierosem w ustach.
– Okropna kolekcja książek – skinął głowę w stronę mojego zbioru nierozpakowanych jeszcze, powieści i krótkich historii.
– Wiem – próbuję ogarnąć wzrokiem bałagan, którego narobił. Zaczynam zbierać książki i ustawiać je z powrotem na półki.
– Nie kłopocz się, zajmę się tym.
Zatrzymuję się próbując zrozumieć, czy mówi na serio.
Odrzuca głowę do tyłu i zaciąga się głęboko papierosem przez rozciągnięte w uśmiechu usta. Pomału podchodzę do niego i biorę książkę, którą odłożył.
– Neil Gaiman – przeczytałam – Jesteś fanem?
Nie odpowiada, a jedynie pali przez krótką chwilę.
Dzwonek.
Dzwonek dzwoni zbyt wiele razy.
– Powinnyśmy za niedługo zacząć robić listę. Zrób sobie kilku przyjaciół, albo zacznij prześladować ludzi. Obydwie opcje mi odpowiadają.
Śmieję się.
– Niech będzie. Do zobaczenia w poniedziałek.
– Do zobaczenia. Szczęśliwego prześladowania! – krzyczy przez korytarz, a ja nie mogę powstrzymać kretyńskiego uśmiechu, który nosiłam nawet gdy wyszłam ze szkoły.
Kiedy wracam do domu mama siedzi na kanapie z pudełkiem pizzy na stoliku do kawy
– Twój ojciec jest znowu w pracy – mruknęłam nie spuszczając wzroku z ekranu telewizora.
– Kolejna nocna zmiana?
Wolno potakuje przeżuwając kęs pizzy. Idę do swojego pokoju zostawiając otwarte drzwi.
– Cholera – przeklinam gdy widzę rozwalonego chłopaka na swoim łóżku. Leżał bez koszuli wsparty na łokciu, z książkami wokół i papierosem w ustach.
– Okropna kolekcja książek – skinął głowę w stronę mojego zbioru nierozpakowanych jeszcze, powieści i krótkich historii.
– Wiem – próbuję ogarnąć wzrokiem bałagan, którego narobił. Zaczynam zbierać książki i ustawiać je z powrotem na półki.
– Nie kłopocz się, zajmę się tym.
Zatrzymuję się próbując zrozumieć, czy mówi na serio.
Odrzuca głowę do tyłu i zaciąga się głęboko papierosem przez rozciągnięte w uśmiechu usta. Pomału podchodzę do niego i biorę książkę, którą odłożył.
– Neil Gaiman – przeczytałam – Jesteś fanem?
Nie odpowiada, a jedynie pali przez krótką chwilę.
– Byłem.
– Dopóki?
– Dopóki to się nie stało – wskazał na siebie i nie mogąc się powstrzymać zaczęłam pochłaniać każdy centymetr jego ciała.
– Och– przełknęłam ślinę – Jaka jest twoja ulubiona powieść?
– To wiersz...mniej lub bardziej – oddycha coraz wolniej biorąc do rąk książkę, przewracając jej kartki krążąc po pokoju – Sto jeden słów.
Spogląda w moje oczy, a ja mam wrażenie jak gdybym patrzyła w ich głąb. Monotonność i anemiczność. Nic ekstrawaganckiego nie wezbrało się w jego szarych oczach, ale z jakiegoś powodu wydały mi się ciekawe. Te groźne oczy miały swoją historię. Chciałam przewrócić kolejną stronę.
– Ten wiersz tez jest moim ulubionym – zdążyłam wyjąkać.
Część mnie nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Ta druga natomiast myślała, że to niesamowite iż uwielbiają tą samą poezję. Uśmiecha się nadal krążąc po moim pustym pokoju.
"A hundred words to talk of death?
At once too much and not enough.
My plans beyond that final breath
are currently a little rough."
Podczas czytania słychać było jego bogaty akcent i pasją z jaką wypowiadał kolejne słowa.
"The dying thing comes on so slow:
reluctance to get out of bed
is magnified each day and so
transmuted into dead."
Mówię drugą strofę. Staje w miejscu i patrzy się na mnie niemal oniemiały.
– "I dream of dying all alone" – spogląda na mnie uśmiechając się nieco.
– "Nobody there to watch me pass/ nothing remains for me to own." – uśmiecham się zakładając włosy za ucho.
– "No breath remains to fog the glass." – kończy trzecią strofę.
"And when I do put down my pen
my memories will fly like birds.
When I am done, when I am dead,
and finished with my hundred words."
Recytujemy wspólnie mieszając ze sobą nasze głosy. Jego akcent i mój nieco wyższy stworzyły ze sobą płynny dźwięk.
– Cudowne – powiedziałam bez namysłu. Szybko wstałam, byle nie natknąć się na jego spojrzenie i podeszłam do okna.
– Myślałaś o mojej ofercie? – przerywa ciszę.
– Nie wycofuję się – spoglądam w głąb lasu.
– Pomożesz mi.. przejść na drugą stronę?
Wyjście.
Przez moją skórę przechodzi lodowaty puls. Jeżeli on odejdzie, zostawi mnie z niepewnością o historii, która opowiadają jego oczy.
– Nie wierzę w duchy – mruknęłam skrobiąc materiał zasłony.
– Spójrz na mnie – zażądał. Obróciłam się trochę przez ramię. – Nie jestem duchem. Nie jestem też jakąś starą opowiastką, a już na pewno nie jestem martwy. Po prostu tu nie należę. Nie przynależę nigdzie, prawdę mówiąc.
– Potrzebuję trochę czasu żeby to przemyśleć – odpowiadam.
– Rozumiem.
– Kilka dni.
– Niech będzie.
Spojrzałam się na niego bojąc się powiedzieć:
– Sama.
– Jak sobie życzysz.
Kiwam głową. Wraz z tym zostawia mnie. Samą.
– Dopóki?
– Dopóki to się nie stało – wskazał na siebie i nie mogąc się powstrzymać zaczęłam pochłaniać każdy centymetr jego ciała.
– Och– przełknęłam ślinę – Jaka jest twoja ulubiona powieść?
– To wiersz...mniej lub bardziej – oddycha coraz wolniej biorąc do rąk książkę, przewracając jej kartki krążąc po pokoju – Sto jeden słów.
Spogląda w moje oczy, a ja mam wrażenie jak gdybym patrzyła w ich głąb. Monotonność i anemiczność. Nic ekstrawaganckiego nie wezbrało się w jego szarych oczach, ale z jakiegoś powodu wydały mi się ciekawe. Te groźne oczy miały swoją historię. Chciałam przewrócić kolejną stronę.
– Ten wiersz tez jest moim ulubionym – zdążyłam wyjąkać.
Część mnie nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Ta druga natomiast myślała, że to niesamowite iż uwielbiają tą samą poezję. Uśmiecha się nadal krążąc po moim pustym pokoju.
"A hundred words to talk of death?
At once too much and not enough.
My plans beyond that final breath
are currently a little rough."
Podczas czytania słychać było jego bogaty akcent i pasją z jaką wypowiadał kolejne słowa.
"The dying thing comes on so slow:
reluctance to get out of bed
is magnified each day and so
transmuted into dead."
Mówię drugą strofę. Staje w miejscu i patrzy się na mnie niemal oniemiały.
– "I dream of dying all alone" – spogląda na mnie uśmiechając się nieco.
– "Nobody there to watch me pass/ nothing remains for me to own." – uśmiecham się zakładając włosy za ucho.
– "No breath remains to fog the glass." – kończy trzecią strofę.
"And when I do put down my pen
my memories will fly like birds.
When I am done, when I am dead,
and finished with my hundred words."
Recytujemy wspólnie mieszając ze sobą nasze głosy. Jego akcent i mój nieco wyższy stworzyły ze sobą płynny dźwięk.
– Cudowne – powiedziałam bez namysłu. Szybko wstałam, byle nie natknąć się na jego spojrzenie i podeszłam do okna.
– Myślałaś o mojej ofercie? – przerywa ciszę.
– Nie wycofuję się – spoglądam w głąb lasu.
– Pomożesz mi.. przejść na drugą stronę?
Wyjście.
Przez moją skórę przechodzi lodowaty puls. Jeżeli on odejdzie, zostawi mnie z niepewnością o historii, która opowiadają jego oczy.
– Nie wierzę w duchy – mruknęłam skrobiąc materiał zasłony.
– Spójrz na mnie – zażądał. Obróciłam się trochę przez ramię. – Nie jestem duchem. Nie jestem też jakąś starą opowiastką, a już na pewno nie jestem martwy. Po prostu tu nie należę. Nie przynależę nigdzie, prawdę mówiąc.
– Potrzebuję trochę czasu żeby to przemyśleć – odpowiadam.
– Rozumiem.
– Kilka dni.
– Niech będzie.
Spojrzałam się na niego bojąc się powiedzieć:
– Sama.
– Jak sobie życzysz.
Kiwam głową. Wraz z tym zostawia mnie. Samą.
►▫◄ jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz ;) ►▫◄
Jezu... To jest wspaniałe. Dziękuję za tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńO kurde...
OdpowiedzUsuńIDEALNY!
Na takie coś właśnie czekałam!
Z niecierpliwością czekam na kolejny xx
@NiamsLov
Wow to takie... straszne xd
OdpowiedzUsuńSuper! /Suzy
OdpowiedzUsuńCudowne!!! Wspaniałe jest to co robisz! Czekam z niecierpliwością na next!
OdpowiedzUsuńwow, czekam na następny *-*
OdpowiedzUsuńO jezu.. Nastepny mooooge?? / KamaAnnOfficial
OdpowiedzUsuńO mój boże. ♥ ♥ ♥ ♥ Cudowne. Czekam na nn ♥ ♥
OdpowiedzUsuńJeny ! Świetne ! *o* mama wielki niedosyt !
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta xx
@sluumberr
Cudne . @WeronikaKrzyano
OdpowiedzUsuńsuper;)
OdpowiedzUsuńGenialny! <3
OdpowiedzUsuń@Agata8317
Świetny rozdział. zresztą jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńDobra, mam napisać komentarz, bo przeczytałam, więc takie typowe: zajebiście /J
OdpowiedzUsuńPodasz tytuły piosenek jakie masz na blogu?Proszę
OdpowiedzUsuńCudowne!!
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńOK, po pierwszych rozdziałach stwierdziłam że nie ogarniam tego ff xd serio. ale po tej piątce to zaczęłam kleić o co może chodzić xd i muszę się dowiedzieć co będzie dalej :D pewnie że ona mu pomoże a daniel chyba namiesza ;p przynajmniej ja tak uważam xd mogłabyś dodać mnie do informowanych???? będę wdzięczna! @hallxofxfame .xx
OdpowiedzUsuńPrzecież to jest kurwa zajebiste ;-; To jest .. takie inne niż te wszystkie FF które są zawsze o tym samym. To FF jest takie tajemnicze *oo* . Uwiebiam je. Chyba się uzależniłam .
OdpowiedzUsuńOMFG *,*
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, nominowałam Cię do Libster Award! :)
OdpowiedzUsuńhttp://babyfanfiction.blogspot.com/2014/06/nominacja-do-libster-award.html
o mój boże, przekurwjebiste ashsaasgasgsjsasdfdffdf
OdpowiedzUsuńg,lkdfmggdjtboisojro ŚWIEETNEEEEE <3 <3 KOCHAM TO TŁUMACZENIE
OdpowiedzUsuń